MÓJ WYWIAD z Koordynatorem Medialnym Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej



o. Paweł Gomulak OMI : Dążę do harmonii między wiarą a wiedzą


- Wiara bez rozumu może stać się przesądem i prowadzić do fundamentalizmu, a nawet fanatyzmu. Rozum bez wiary może się pogubić i skończyć w terminologii absurdu – tłumaczy Koordynator Medialny Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej o. Paweł Gomulak OMI, 
który przez papieża Franciszka został ustanowiony Misjonarzem Miłosierdzia.



Dagmara Nawratek: Jest Ojciec misjonarzem ludowym, rekolekcjonistą. Jak wspomina Ojciec 
czas swojego nowicjatu oraz początek posługi kapłańskiej? Co pomogło Ojcu w rozpoznaniu Bożego powołania?

O. Paweł Gomulak OMI: Od dziecka byłem ministrantem, więc myśl o kapłaństwie pojawiła się dość wcześnie. W tamtym czasie stworzyłem sobie w domu ołtarzyk, a kilka zasłon przerobiłem na ornaty. 
W mojej parafii posługiwali księża świeccy (diecezjalni), ale przyglądając się ich życiu, czułem, że brakowało tam wspólnoty. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że zostanę oblatem. Misjonarze oblaci mieli dom zakonny 
w Lublinie na terenie mojej parafii. Czasem pomagali duszpastersko w naszej wspólnocie. Pierwszą rzeczą, którą zapamiętałem, był wielki krzyż, który nosili za pasem, choć wtedy myślałem, że to może jacyś jezuici. 
W międzyczasie zrodziło się we mnie pragnienie głoszenia słowa Bożego, ale nie wiązało się ono z żadnym konkretnym zgromadzeniem zakonnym. Po kolędzie trafił do nas oblat, który z uporem prosił o mój adres po to, aby przekazać go do sekretariatu powołań i wciąż powtarzał: „Ty będziesz oblatem”. Był bardzo namolny, 
więc na odczepkę dałem mu adres i w taki właśnie sposób trafiłem do oblatów. Nowicjat był dla mnie czasem pierwotnej miłości. Chyba każdy zakonnik tak wspomina ten okres. Czas jest w nim podzielony na modlitwę, formację intelektualną i zakonną, pracę i budowanie wspólnoty - wszystko we właściwych proporcjach. 
Miałem bardzo dobrego mistrza. Z perspektywy czasu widzę to, jak wielką mądrością się kierował. Nowicjat był solidnym fundamentem. Będąc w seminarium, zafascynowałem się Chinami. Byłem wtedy wokalistą 
w zespole kleryckim „Gitary Niepokalanej”. Na jeden z koncertów odbywających się na Podkarpaciu przyjechał także mój współbrat, misjonarz z Hongkongu. Pamiętam to, z jaką pasją opowiadał o Chinach 
i jak obierał jabłko - odwrotnie niż Europejczycy (śmiech). Powiedział mi wtedy, że nadaję się do pracy 
w Chinach, bo język chiński jest toniczny i trzeba mieć do niego dobry słuch. Zacząłem więc uczyć się go, pochłaniałem książki o Państwie Środka, oglądałem telewizję chińską i poprosiłem o możliwość wyjazdu 
do Chin po święceniach. Pan Bóg jednak pamiętał o moim pierwotnym pragnieniu, skierowano mnie bowiem do misjonarki ludowej. Termin „misjonarz ludowy” nie jest zbyt jasny dla przeciętnego odbiorcy, pochodzi 
z języka francuskiego – missionaire populaire. Wolę tłumaczenie „misjonarz powszechny”, ponieważ 
ono bardziej oddaje charakterystykę naszej posługi. To oblaci, którzy są specjalnie dobierani do głoszenia słowa Bożego. W ciągu roku głosimy misje parafialne, rekolekcje okresowe (wielki post, adwent), rekolekcje tematyczne, zamknięte, kazania okolicznościowe etc. Oblaci to specjaliści od głoszenia Ewangelii. 
Taką posługę pełnię od czasu święceń, choć obecnie w trochę mniejszym wymiarze ze względu na obowiązki związane z mediami.

Studiował Ojciec teologię biblijną na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego. Co najbardziej fascynuje Ojca w biblistyce?

Fascynuje mnie Biblia. W dużej mierze wpłynął na to mój promotor pracy magisterskiej, którą pisałem na temat Apokalipsy św. Jana. Spoglądając na siedem listów do Kościołów Azji Mniejszej (Ap 1-3), odkrywałem niezwykłą relację Chrystusa z Kościołem oraz życie pierwotnych wspólnot chrześcijańskich. Muszę przyznać, że z natury jestem dociekliwy (śmiech), więc nie lubię niedopowiedzeń. Wiara to dla mnie także rozumowe dociekanie w myśl zasady św. Anzelma z Canterbury, jednego z założycieli dzisiejszych uniwersytetów: „Fides Quaerens Intellectum” (Wiara domaga się rozumowego uzasadnienia.). Dążę do harmonii między wiarą 
a wiedzą. Zresztą o tym też pisze św. Jan Paweł II w encyklice „Fides et ratio” („Wiara i rozum”). Wiara 
bez rozumu może stać się przesądem i prowadzić do fundamentalizmu, a nawet fanatyzmu. Rozum bez wiary może się pogubić i skończyć w terminologii absurdu. Bóg jest dawcą i rozumu, i wiary. Te dwa dary 
nie są sobie przeciwstawne, ale muszą się wzajemnie przenikać, uzupełniać. Obcowanie z Biblią pozwala głębiej poznawać nie tylko Boga, ale również prawdę, o człowieku, o nas samych. To zadziwiające, jak wiele prawd o świecie czy o samym człowieku znajduje się od wieków w Biblii, a np. psychologia dochodziła do nich stosunkowo niedawno… Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Studia doktoranckie również były 
dla mnie pomocą w głoszeniu Ewangelii, poszerzeniem warsztatu kaznodziejskiego. Ośmieliłbym się nawet powiedzieć, że totalnie przeformowały mój dotychczasowy sposób myślenia. Słowo Boga ma moc. Chociaż oblaci zawsze koncentrują się na Dobrej Nowinie, zacząłem na nowo odkrywać to, że słowo Boże, które się głosi, niesamowicie dotyka serc słuchaczy.

Papież Franciszek powiedział: „Biblia nie jest pięknym zbiorem świętych ksiąg do studiowania, 
jest Słowem do zasiewu, darem, który Zmartwychwstały prosi, aby wziąć i dzielić się nim, by w Jego imię rodziło się życie”. Co jako pasjonat Słowa Bożego mógłby Ojciec doradzić Czytelnikom? W jaki sposób możemy nauczyć się interpretować Pismo Święte?

Przede wszystkim, kiedy czytamy Biblię, musimy mieć świadomość tego, że to raczej ona czyta nasze życie 
i domaga się naszej odpowiedzi. Wiele razy doświadczałem tego, że słowa, które czytałem, trafiały do mojego serca, ale czasami dopiero po miesiącach lub latach odkrywałem ich przesłanie. Słowo padało jak ziarno, 
ale gleba mojego serca musiała dopiero dojrzeć do tego, aby wydało ono plon. Poza tym to właśnie w Słowie jest moc, a nie w moich wysiłkach. Do mnie należy odpowiedź. Czasem nam się wydaje, że nic nie pamiętamy z Ewangelii, którą usłyszeliśmy. Tylko fragmenty, które przeczytaliśmy, pozostają w naszej pamięci i czasem wracają z darem zrozumienia po tygodniach, miesiącach lub latach. Słowo, które zostało rzucone, prędzej 
czy później wejdzie w dialog z naszym życiem. Pierwsza rada, jaką usłyszałem kiedyś od mojego biblijnego mentora jest taka, że Biblię czyta się na głos! Tego właśnie uczą nas Żydzi. Słowa należy słuchać… 
Lubię czytać słowo Boże w taki sposób, aby dźwięk słów był fizycznie wyłapywany przez moje uszy. 
Po drugie, należy czytać i nie wolno się zniechęcać. W Biblii pojawia się wiele fragmentów trudnych 
do zrozumienia. Warto zatrzymywać się na słowach, które szczególnie nas dotykają, denerwują, albo budzą nasz sprzeciw. Można wtedy wejść w dialog z Bogiem. To niesamowite, że możemy usłyszeć, poczuć 
czy odkryć Jego odpowiedź. Warto zacząć od Ewangelii i Nowego Testamentu, ale należy również sięgnąć 
do pierwszego przymierza. Stary Testament staje się jaśniejszy z perspektywy nowego. Biblia jest całością, więc należy interpretować ją właśnie w ten sposób. Po trzecie, myślę, że sformułowanie „interpretować Pismo Święte” jest trochę niefortunne. Święty Piotr przestrzega nas: „To przede wszystkim miejcie na uwadze, 
że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia” (2 P 1,20). Interpretacją Biblii zajmuje się przede wszystkim Urząd Nauczycielski Kościoła. W niektórych momentach potrzebna jest nie tylko wiedza specjalistyczna, ale również spojrzenie na Biblię z perspektywy życia pierwotnego Kościoła. To, co teraz powiem, może wydawać się herezją, ale w Biblii nie ma wszystkiego! Prosty przykład: w Dziejach Apostolskich znajdują się chociażby słowa Jezusa, które przytacza Paweł: "Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu" (zob. Dz 20,35). Konia z rzędem temu, kto znajdzie te słowa w Ewangeliach… Nie ma! Musimy mieć świadomość tego, że każda Ewangelia zawiera wszystko, co jest najważniejsze. 
Dlatego może ona pomóc człowiekowi uwierzyć w to, że Jezus jest Mesjaszem. Każdy z ewangelistów pisał 
też do określonych odbiorców, więc dobierał też odmienne argumenty lub opisywał inne fragmenty życia Jezusa. Mateusz pisał do Żydów, stąd na początku jest genealogia. Każdy Żyd musiał udowodnić to, 
że jego korzenie tkwią w Narodzie Wybranym. Marek spisał wspomnienia św. Piotra. Łukasz pisał do świata greckiego i w swojej Ewangelii zawarł wspomnienia Maryi np. zwiastowanie. Ewangelia Jana jest natomiast spojrzeniem doświadczonego apostoła, który jako starzec spogląda na żyjący i funkcjonujący Kościół. Dlatego zapewne w opisie ostatniej wieczerzy przytacza on obrzęd obmycia nóg czy testament Jezusa (modlitwa 
o jedność Jego uczniów). Dlatego też w Nowym Testamencie nie znajdziemy dokładnego opisu tego, 
jak wyglądała chociażby spowiedź. Nie znajdziemy dokładnego opisu kanonu mszy świętej (w Dziejach Apostolskich określanej jako „łamanie chleba”) czy opisu wniebowzięcia Maryi. Brutalnie mówiąc, 
na tym etapie było to niepotrzebne. Jeżeli ktoś uwierzył w Dobrą Nowinę o Chrystusie, wchodził do wspólnoty Kościoła i tam uczył się reszty. Wracając do mojej przygody z pracą magisterską, Listy do Kościołów 
z Apokalipsy pokazują już życie pierwotnej wspólnoty. Mamy tutaj instytucję starszego (biskupa) z sukcesją 
np. w Smyrnie biskupem był św. Polikarp ustanowiony przez św. Jana. Kiedy spojrzymy trochę dalej, zobaczymy, że np. w nauczaniu św. Justyna (IIw.) można znaleźć wykład o kanonie mszy świętej, a także listy św. Ignacego Antiocheńskiego z tego samego czasu zawierające m.in. pouczenia o jedności prezbiterium (kapłanów) z biskupem podczas Eucharystii itd. Dla przypomnienia św. Jan Ewangelista umarł prawdopodobnie na początku IIw. Możemy zobaczyć to, jak żył Kościół. Podobnie jest z praktyką celibatu, którą zaproponował sam Jezus (zob. Mt 19,12). Stąd indywidualna interpretacja niesie takie niebezpieczeństwo, jakie widzimy chociażby we wspólnotach pentekostalnych (zielonoświątkowych). Nagle ludzie biorą Biblię i dochodzą 
do absurdalnych wniosków, nie patrząc na tradycję apostolską i życie pierwotnego Kościoła. Spójrzmy 
na Eucharystię, którą większość odłamów protestanckich traktuje jako pamiątkę, wspomnienie, odrzucając realną obecność Jezusa. Jednak Jezus używa konkretnego terminu, który odnosi się do hebrajskiej tradycji obchodzenia Paschy (zikkaron), mówiąc: „Czyńcie to na Moją pamiątkę.”. Dlatego, jeżeli chcemy być wierni Jego nakazowi, przeżywamy Mszę Świętą jako uobecnienie – stajemy się świadkami Jego męki, śmierci 
i zmartwychwstania. I dlatego też wierzymy w Jego realną obecność – On nie powiedział przecież: „To tak, jakby ciało moje.” lub „To symbol ciała mego”. Reasumując, gorąco zachęcam do czytania Pisma Świętego. Jednocześnie sięgajmy po Katechizm Kościoła Katolickiego, słuchajmy nauki Kościoła. Natomiast jeżeli czegoś nie rozumiemy, możemy sięgnąć po komentarz biblijny lub po prostu spytać o to swojego duszpasterza.

Rozmawiała Dagmara Nawratek / ogolnopolskikonkurspoetycki.blogspot.com


O. PAWEŁ GOMULAK OMI JEST REDAKTOREM PORTALU OBLACI.PL, KTÓRY OBJĄŁ PATRONAT MEDIALNY NAD OGÓLNOPOLSKIM KONKURSEM POETYCKIM IM. SŁUGI BOŻEGO O. LUDWIKA WRODARCZYKA OMI. HONOROWY PATRONAT OBJĘLI BURMISTRZ MIASTA RADZIONKOWA 
DR GABRIEL TOBOR ORAZ PROWINCJAŁ ZGROMADZENIA MISJONARZY OBLATÓW MARYI NIEPOKALANEJ W POLSCE O. PROF. UAM DR HAB. PAWEŁ ZAJĄC OMI. PATRONAT DUCHOWY OBJĘLI SUPERIOR MISJI "SUI IURIS" W TURKMENISTANIE O. ANDRZEJ MADEJ OMI ORAZ DELEGATURA MISJONARZY OBLATÓW MARYI NIEPOKALANEJ NA UKRAINIE I W ROSJI NA CZELE Z SUPERIOREM O. DREM PAWŁEM WYSZKOWSKIM OMI.


Składam serdeczne podziękowanie Panu Redaktorowi Grzegorzowi Bylicy za opublikowanie mojego wywiadu z Koordynatorem Medialnym Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej o. Pawłem Gomulakiem OMI w majowym numerze miesięcznika "Głos Radzionkowski".


Bardzo dziękuję również portalowi Oblaci.pl za publikację wywiadu z o. Pawłem Gomulakiem OMI. 





Komentarze